27.02.2015

Stop świecącej się skórze!

O pudrze transparentnym Vichy Dermablend czytałam wiele dobrego. Szczególnie interesujący był dla mnie efekt długotrwałego matowienia skóry i przedłużenia trwałości makijażu do maksimum. Pewnie posiadaczki cery tłustej wiedzą doskonale o tym, że naszym największym problemem jest nadmierne przetłuszczanie się skóry, co w efekcie powoduje nieestetyczny wygląd całego makijażu. Ja bardzo długo szukałam pudru transparentnego, który pozwoliłby mi bez poprawek przetrwać chociaż 3-4 godziny i byłby w miarę tani. Niestety w drogeryjnych markach nie znalazłam swojego ulubieńca więc postanowiłam pokusić się na coś droższego. Jako że była promocja ten Vichy Dermablend na stronie Iperfumy.pl bez wahania wrzuciłam do koszyka. Czy się opłaciło ? Jeśli jesteście ciekawe to czytajcie dalej :)

Puder sypki utrwalający, przedłuża trwałość podkładu korygującego do 16 godzin. Transparentny po nałożeniu, zmikronizowany, nie podkreśla nierówności powierzchni skóry. Jeden, śnieżnobiały odcień. Pudełeczko z puszkiem. Bez środków zapachowych. Testowany na skórze wrażliwej Stosowany przez dermatologów i chirurgów plastycznych. Hipolaregiczny. Nie powoduje powstawania zaskórników. Nie wywołuje trądziku.Transparentny puder tworzy ochronną warstwę na powierzchni skóry, stanowiąc barierę między makijażem, a środowiskiem zewnętrznym. Wydłuża trwałość fluidu nawet w ekstremalnych warunkach. Puder utrwalający DERMABLEND nie podkreśla niedoskonałości skóry i nie zmienia koloru wybranego podkładu. Sprawia, że skóra staje się aksamitna i miękka w dotyku, wygląda naturalnie i pozostaje matowa. Nie powoduje wysuszania skóry. Po zastosowaniu podkładu należy nałożyć obfitą ilość pudru utrwalającego DERMABLEND za pomocą odpowiedniego puszka. Odczekać 2 minuty, a następnie usunąć jego nadmiar za pomocą pędzelka. Dopiero wówczas przejść do wykończenia makijażu, np. wytuszowania rzęs, nałożenia rożu. Hipoalergiczny. Testowany na skórze wrażliwej pod kontrolą dermatologiczną. Nie powoduje powstawania zaskórników. Nie zawiera środków zapachowych. Lekki, niewyczuwalny na skórze puder. Przedłuża trwałość makijażu do 18 godzin.
Elegancki plastikowy słoiczek (średnica: 6,5 cm, wysokość: 3,8 cm) W środku znajdziemy puszek, który nie tylko zapobiega nadmiernemu wysypywaniu się pudry, ale również nieźle spisuje się jako aplikator. Otworki dozują odpowiednią ilość pudru. Czarna, mocna zakrętka, zapewnia nam szczelność produktu a więc śmiało nadaje się do torebki. Napisy z opakowania nie ścierają się. Całość wykonana bardzo estetycznie. 
Puder jest bardzo drobno zmielony, dzięki czemu staje się praktycznie nie wyczuwalny na skórze. Plusem tak znaczącej mikronizacji, jest zdecydowanie efekt jaki daje on na twarzy, nie utworzy nam pudrowej maski, lecz bardzo ładnie stopi się z cerą, pozostawiając ją bardzo aksamitną. Minusem może być fakt, że dość znacznie pyli, więc trzeba uważać robiąc makijaż w wyjściowym ubraniu... szczególnie ciemnym. Aplikuję go za pomocą pędzla typu flat top którym dokładnie mogę wcisnąć puder w moją przetłuszczającą się strefę na buzi.  Często zauważam u posiadaczek skóry tłustej podstawowy błąd, jakim jest zła aplikacja pudru utrwalającego. Nakładanie takiego produktu pędzlem puchatym zostawmy dziewczynom, które mają skórę normalną i suchą. My niestety musimy tego typu puder dokładnie "docisnąć" do skóry, aby odpowiednio głęboko wniknął w pory, przytrzymując tym samym nasze sebum. Dlatego aplikacja pudru puszkiem/bądź pędzlem typu flat top jest świetnym rozwiązaniem i pozwala na maksymalne przedłużenie trwałości całego makijażu. Puder mimo, że jest biały, to nie bieli skóry i ładnie stapia się z podkładem. Zaraz po aplikacji widać ogromną różnicę, bo produkt świetnie wygładza i natychmiastowo matowi skórę. Tak jak już wspomniałam na wstępie, wytrzymuję bez poprawek około 5-6 godzin i to jest naprawdę świetny wynik. Dużym plusem pudru jest też jego wydajność, bo potrzebujemy niewielkiej ilości by pokryć cały obszar do zmatowienia. Puder nie spowodował u mnie żadnych podrażnień czy pogorszenia stanu skóry, nie zapchał również porów więc z pewnością mogę polecić go dziewczynom, które borykają się z trądzikiem czy stanami alergicznymi. Cena waha się w granicach 70-100 zł w zależności od apteki czy sklepu internetowego. Podsumowując, moim zdaniem jest to bardzo dobry produkt. Powiem Wam, że na prawdę go polubiłam i osobiście nie mam mu niczego złego do zarzucenia. Działanie w 100% mi odpowiada, efekt zmatowienia utrzymuje się stosunkowo długo, dodatkowo produkt nie pozostawia brzydkiego, pudrowego wykończenia, nie wchodzi w pory oraz ich nie podkreśla. Nie zauważyłam również aby ważył się na twarzy, dodatkowo dzięki aksamitnej konsystencji genialnie stapia się z cerą i pozostaje niewidoczny.

Ocena: 5/6
Cena: 82 zł na Iperfumy.pl 

17.02.2015

EOS Summer Fruit czyli jajeczko :)

Dzisiaj chciałabym podzielić się moimi spostrzeżeniami na temat pewnego gadżetu, który stał się już całkiem rozpoznawalny w blogosferze. Mowa tu o balsamie do ust EOS. Mam w swojej kolekcji mnóstwo balsamów zaczynając od pomadek Nivea, przez balsamy, masełka, carmexy aż w końcu po balsam EOS. W sumie to jego dziwny wygląd przypominający jajko, to był główny powód dla, którego się skusiłam na zakup balsamu EOS.Muszę przyznać że cena balsamu do ust troszkę mnie zniechęcała, ale na stronie Iperfumy.pl dorwałam go na promocji za 18 zł.  Czy faktycznie jest on tak rewelacyjny? Czytajcie dalej.

Miley Cyrus - We can't stop. 
Balsam zapewnia on długotrwałe nawilżanie oraz widoczne wygładzenie. Bogaty w masło shea, olejek jojoba oraz witaminę E. Pozbawiony glutenu, parabenów, ftalenów oraz wazeliny. Balsam do ust EOS jest w 95% organiczny, w 100% naturalny.
Dostępny w kilku wariantach.  Istnieje również wersja z filtrem przeciwsłonecznym spf 15.

Niby zwykły balsam więc o co takie wielkie halo ?! 

  • Balsamy EOS z cennym masłem shea oraz witaminami C i E mogą pochwalić się wyjątkową skutecznoscią. Na oddzielną wzmiankę zasługuje fakt, że ich opakowania w postaci kolorowych jajek w całości nadają się do recyklingu.
  • O balsamach do ust EOS pisało się już w prawie wszystkich prestiżowych czasopismach (People, Cosmopolitan, Maria Claire itd.). Regularnie stosują je hollywoodzkie gwiazdy. Na przykład Jennifer Lopez najbardziej lubi balsam o smaku mleczka kokosowego, Demi Lovato preferuje smak owoców letnich, Hilary Duff natomiast wybrała połączenie wanilii i mentolu…
  • Kosmetyki EOS zawierają starannie wybrane, naturalne składniki i podlegają surowym testom dermatologicznym (jednak nie na zwierzętach). Niektóre produkty są hypoalergiczne.
  • Warto wspomnieć, że EOS chętnie wspiera różne projekty charytatywne. Na przykład w październiku 2014 zaoferował swym klientom specjalną edycję limitowaną Lip Balm & Hand Lotion 3-Pack, z której część dochodów przeznaczono na badania dotyczące raka piersi.
 Ogromny plus za opakowanie. Balsam otrzymujemy w formie małego jajeczka, niewiele większego od przepiórczego jaja :) Muszę przyznać, że taka forma balsamu jest nie tylko atrakcyjna, ale też bardzo wygodna. Za jednym pociągnięciem jestem w stanie pokryć od razu całe usta. Opakowania EOS są bardzo praktyczne, balsam świetnie się nakłada bez męczenia z nieporęcznymi słoiczkami. Dodatkowo produkt bardzo łatwo odnaleźć w torebce, nawet jeśli jest wrzucony luzem, a to już jednak wyczyn. Same na pewno dobrze wiecie jak to jest z damskimi torbami ;)
Produkt ma dość twardą, tępą i zbitą formułę, nie rozpuszcza się, ale mimo to z łatwością zostaje na wargach pod wpływem ciepła. Produkt całkiem przyzwoicie nawilża usta i dba o ich dobry stan, ale z pewnością nie jest to balsam, po który radziłabym Wam sięgnąć, jeśli macie suche usta. Niestety, pomimo bardzo dobrego składu, EOS nie należy do super skutecznych i mega nawilżających balsamów i w moim przypadku sprawdza się zdecydowanie lepiej jako produkt codzienny, a nie tzw. ratunkowy. Dobrze dba o kondycję moich ust, przynosi im doraźną dawkę nawilżenia i odżywienia, ale nie jest wystarczająco skuteczny w przypadku większych przesuszeń. Najczęściej trzymam go na toaletce i stosuję na wieczór lub po prostu, kiedy jestem w domu, ale zdarza mi sie też, że zgarniam go do jakiejś mniejszej torebki na wyjście. To, że produkt jest bezbarwy bardzo pomaga, bo zupełnie nie muszę się przejmować tym, czy położyłam go idealnie na ustach. Balsam odrobinę nabłyszcza wargi i sprawia, że wyglądają zdrowo. Nie zostawia tłustej warstwy i nie klei się. Posiadam wersję czerwoną czyli Summer Fruit. Czy w zapachu i smaku czuć owoce lata ? Z pewnością nie. Zapach jest sztuczny, wręcz pachnie chemicznymi malinami. Po nałożeniu na usta zapach jest nie wyczuwalny a smak jest dosyć słodki przez pierwsze 15 minut od nałożenia produktu a usta . Jeśli chodzi o wydajność jajeczka to swój balsam mam już prawie trzy miesiące i myślę, że przy obecnym stosowaniu wystarczy mi go jeszcze co najmniej na drugie tyle, jak nie lepiej, więc jest całkiem nieźle. Podsumowując: Na początku byłam rozczarowana działaniem jajeczka, bo spodziewałam się jednak trochę więcej, ale ostatecznie produkt okazał się być po prostu dobrym codziennym balsamem, po który naprawdę chętnie sięgam, a jego dobry skład świadczy dodatkowo na jego korzyść, dlatego wybaczam tą dość wysoką jak na balsam do ust cenę. 

Ocena: 4/6
Cena: 24 zł na Iperfumy.pl 

 Dajcie znać czy miałyście już okazję korzystać z balsamów EOS i jakie macie o nich zdanie?


8.02.2015

Wszyscy mają .... Mam i ja! :D

Podejrzewam że czytając ten post albo nawet sam tytuł wiele osób dozna przesycenia i zrezygnuje z czytania całości :) Recenzje palet firmy Makeup Revolution zawładnęły internetem. Mowa tu o całej blogosferze. Również i ja zostałam posadaczką słynnej czekoladowej palety i nie mówię tu o paletach Iconic oraz " Death By Chocolate" tylko o jej nieco mniej osławionej " I Heart Chocolate". Zamówiłam ją na początku stycznia z myślą o makijażu studniówkowym i to właśnie ta okazja była dla tej palety największym testem :) Jak się sprawdził cienie ? Czytajcie dalej. :)


Paleta, a raczej dwie palety czekoladowe od Makeup Revolution nie są już taką gorącą nowością i są od paru ładnych miesięcy na rynku. Muszę powiedzieć że nie byłam jakoś specjalnie na żadną z nich napalona. Nie to, że mi się nie podobały, wręcz przeciwnie, pod względem kolorów oraz opakowania palety są przepiękne, ale uznałam, że nie potrzebuję kolejnej palety. Wielkimi krokami zbliżała się studniówka a ja nie mogłam znaleźć dobrych cieni za przyzwoite pieniądze. Chciałam aby kolory były uniwersalne i takie które będę mogła nosić również na codzień.  Zdecydowałam się na I heart Chocolate. Druga paleta to Death by Chocolate. Dlaczego wybrałam tą pierwszą?
I heart Chocolate wydaje się być cieplejsza w kolorach, niż Death by Chocolate, w których zdecydowanie lepiej się czuję. Znajdziemy tu sporo kolorów matowych, których możemy użyć jako kolorów przejściowych w makijażu. Perły pięknie się mienią a cienie metaliczne z drobinkami powaliły mnie na kolana. A więc dokonałam zakupu i dzisiaj Wam pokazuję ją z bliska :)

 
Paleta wygląda jak tabliczka czekolady i to bezsprzecznie przyciąga wzrok. Mało tego, kiedy przyłożymy nos do palety, wyczujemy bardzo delikatną i słodką woń czekolady. Nie jest to zapach typowej mlecznej czekolady do zjedzenia, jest on bardziej sztuczny, przypominający gorzką czekoladę ale nadal przyjemny. Do palety dołączona jest dwustronna pacynka.
Sama paleta jest solidna, albo przynajmniej daje nam takie odczucie. Plastik jest mocny, gruby, zatrzask palety działa ładnie i jeżeli się nie wyrobi, to nie ma opcji, aby paleta sama z siebie się nam otworzyła. W środku, na całą długość oraz szerokość palety mamy ogromne lusterko, co jest wielką zaletą, gdyż możemy spokojnie się umalować trzymając ją w rękach. Oczywiście mamy dołączony gąbkowaty aplikator do nakładania cieni, chociaż ciekawszą kwestią jest miejsce po tym aplikatorze, ponieważ możemy zmieścić tam dosyć duży i długi pędzel zamiast aplikatora.
W paletce znajdziemy folię z nadrukowanymi, różnymi nazwami. Tak!  Każdy cień ma swoją nazwę, co jest bardzo przydatne dla takich osób jak ja, gdyż robiąc makijaż bądź recenzję, podaję Wam nazwę cienia przez co łatwo możecie nawet w internecie poszukać swatchy :) Poza tym, nazwy nie sugerują barwy, ani niczego konkretnego.


 You Need Love - całkowicie matowy beżowy cień. Idealny jako cień do zmatowienia bazy pod cienie oraz łuku brwiowego.
Piece Me Together - ciemna oliwkowa zieleń matowa ale ze złotymi drobinkami.
One More Piece - matowy średni ciepły brąz.
Love Torn - ciemny matowy burgund ze złotymi drobinkami.
Stolen Chocolate - bardzo ciemny matowy kakaowy brąz.
Thank Friday - matowy, jasny, ceipły brąz wpadający w rudy. Świetnie pasuje jako cień przejściowy.
More! - bardzo jasne perłowe złoto lekko opalizujące na różowo
Pleasure Girl - średni matowy ciepły brąz
Meet Chocolate - jasny matowy cukierowy róż
Unforgivable - chłodny satynowy ciemny fiolet z różowymi drobinkami
Love Divine - ciemny perłowy miedziany brąz
Smooth Criminal - ciemny perłowy złoty brąz
Chocolate Love - perłowe złoto
You Need More - średni perłowy brąz opalizujący na różowo-złoto
What A Way To Go - kolejny matowy burgund z różnokolorowymi drobinkami, trochę jaśniejszy od pierwszego burgundu
Endorphins Ready! - jasna perła, opalizująca i na złoto i na srebrno




Jak na powyższych zdjęciach tak właśnie prezentuje się cała szesnastka cieni. W palecie znajdziemy sześć całkowicie matowych cieni, które są bardzo uniwersalne. Są tam aż cztery odcienie brązu z czego aż trzy możemy wykorzystać do podkreślenia brwi, ponieważ te kolory mają tony które idealnie się do tego sprawdzą. Cztery cienie z kolorowymi drobinkami oraz sześć cieni perłowych. Kombinacja kolorów bardzo mi się podoba, ponieważ stworzymy tą paletą mnóstwo makijaży dziennych, od delikatnych, w pełni matowych aż po wieczorowe smoky eyes. Możliwości jest niezliczenie wiele. Wszystkie cienie są bardzo dobrze napigmentowane. Wiadomo maty nieco słabiej ale nadal są mocno widoczne na powiece. Kolory nie zanikają podczas rozcierania i świetnie łączą się z mocno napigmentowaną perłą czy cieniami z drobinkami. Na powiekach z bazą trzymają się spokojnie cały dzień, a nawet zaryzykowałabym że dłużej. W dniu studniówki pomalowałam się o godzinie 15, na sali jednak byłam już o godzinie 16:30 i bawiłam się do 5 rano a więc makijaż miałam na oczach ponad 14 godzin przy czym sporo się bawiłam, tańczyłam a makijaż był w stanie nienaruszonym że aż żal go było zmywać :) Cienie nie zrolowały się, nie wyblakły, nie weszły w zmarszczki. Konsystencja cieni jest delikatnie mokra. Ciemne cienie z drobinkami potrafią się osypać i to dość mocno, problem ten nie występuje przy cieniach perłowych i matowych. Z czystym sumieniem mogę wam polecić tę paletę Makeup Revolution. Jedna z moich ulubionych palet jaką mam. Świetna jakość za nie duże pieniądze. Koszt palety na stronie gdzie ją zamówiłam Iperfumy.pl to 56 zł. Jeśli szukacie palety dobrej jakości i niedrogie którą wykonacie cały makijaż i z łatwością przewieziecie to polecam właśnie tą :)

Ocena: 5/6
Cena: 56 zł na Iperfumy.pl